Apel Maryjny wygłoszony w Licheniu w przeddzień beatyfikacji
o. Stanisława Papczyńskiego, 15 września 2007 r.
Dzisiejszy Apel Jasnogórski wznosi się do nieba na cześć Maryi z Lichenia, wielkiego Sanktuarium czasów nowożytnych. Stajemy przed Maryją, naszą Matką i Królową, z rzeszami pielgrzymów, z biskupami, z kapłanami i braćmi Zgromadzenia Księży Marianów, z wielką liczbą sióstr zakonnych i osób życia konsekrowanego, a przede wszystkim z Założycielem Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – Księży Marianów, ojcem Stanisławem Papczyńskim. Tak, ojciec Papczyński jest z nami w sposób szczególny, bo czeka na uroczysty akt proklamowania Go jako błogosławionego mieszkańca nieba. Jego beatyfikacja w Licheniu potwierdza dynamizm pastoralny Jego duchowych synów i religijną żywotność tych obszarów Polski, obejmujących część Wielkopolski, Kujaw, Pomorza i Mazowsza. Do tej duchowej wspólnoty Apelu dołącza się błogosławiony arcybiskup Jerzy Matulewicz i sługa Boży ks. Kazimierz Wyszyński, a także moi poprzednicy w godności prymasowskiej – kardynałowie Edmund Dalbor, August Hlond i Stefan Wyszyński. Treścią Apelu Maryjnego jest deklaracja wyjęta z tekstu wieczornej modlitwy, śpiewanej uroczyście na Jasnej Górze: „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam”.
„Jestem przy Tobie” oznacza trwanie przy Maryi w każdej okoliczności, w radosnej i bolesnej, w zdrowiu i w chorobie, pośród ludzi życzliwych i zawistnych, w świadomości stanu łaski i w pokusach, w życiu trzeźwym, a tym bardziej w stanach mrocznych, gdy trzeba trzymać się mocno burty, by nie popaść w odmęty. Do tych naszych wymagań odnośnie do trwania przy Maryi dołączamy dziś te sytuacje trwania przy Maryi, jakie cechowały ojca Papczyńskiego. Od dzieciństwa kochał Maryję. Nie zachwiał się w zaufaniu do Niej, gdy wygnano go ze szkoły, tym bardziej był przy Niej, gdy musiał wypełniać pospolite posługi i paść krowy. Pobierał naukę w Warszawie, gdy rozpoczęła się okupacja szwedzka. Bity przez szwedzkiego żołdaka, nie załamał się. Przetrwał do końca okupacji szwedzkiej, nie uciekł, choć widział niszczoną Warszawę – niszczoną w sposób podobny do tej z czasów Powstania Warszawskiego w roku 1944. Był przy Maryi i ufał, gdy przychodziły ciężkie próby dla nowego Zgromadzenia, usytuowanego w Puszczy Mariańskiej, dawniej zwanej Puszczą Korabiewską, a zgłaszający się nowicjusze uciekali, wybierając raczej światowy styl życia niż świat modlitwy i kontemplacji. Ojciec Papczyński trwał w kontemplacji, przerywanej często udziałem w życiu duszpasterskim w okolicznych parafiach.
Drugie słowo Apelu to „pamiętam”. Sługa Boży Stanisław Papczyński całą swoją pamięcią był przy Maryi. Pamięć jego była ożywiona wspomnieniem cudownej obrony Jasnej Góry, a potem upartej obrony granic Polski przed naporem armii tureckiej w kilkakrotnych walkach pod Chocimiem, a potem sławnym zwycięstwem przy odsieczy wiedeńskiej. Pamiętał to, co miał wpojone przez pielęgnację stylu życia zakonnego, który nabył jako członek wspólnoty Pijarów. Słyszał od księży Jezuitów o ofiarach, jakie ponosili w obronnie wiary. Choć wielu wtedy było męczenników za wiarę, to przecież pamięć o katuszach zadanych księdzu Andrzejowi Boboli utkwiła zapewne w pamięci. Obowiązkiem zakonnika było nauczanie. Ojciec Papczyński nie zapomniał o nauczaniu, tak przez pisanie rozpraw, wykłady, jak i głoszenie kazań – to było jego „pamiętam” dla Maryi.
Trzecie słowo Apelu to „czuwam”. Ojciec Papczyński umiał czuwać na modlitwie. Potrafił zamykać się w celi i trwać w modlitwie, w oderwaniu się od świata, w ekstazie. To było jego czuwanie. Będąc blisko Boga, był zawsze blisko Maryi, blisko świata, w którym żyje Bóg ze świętymi i aniołami. Ojciec Papczyński był bardzo blisko dusz przebywających w czyśćcu. Widział wielu ludzi odchodzących z tego świata po stoczonych bitwach i podczas grasującej zarazy. Był przekonany, że dusze ich odchodzą do czyśćca i one ciągle czuwają.
Biorąc przykład z życia błogosławionego ojca Papczyńskiego, czuwajmy z Maryją w każdej okoliczności naszego życia. Amen.